Czym jest logo? W sieci na pewno znajdziesz setki definicji tego co można uznać za logo, z czego się ono składa i czym różni się od logotypu. Dla mnie jednak jest to po prostu element wizerunku firmy, i to nie byle jaki, bowiem najważniejszy. Logo umieszczamy na stronach internetowych, wizytówkach, opakowaniach, tekstyliach, w reklamach. Powinno być ono zatem doskonałym odzwierciedleniem naszej firmy – misji, wartości, sposobu myślenia i działania, charakteru… Ale zaraz logo to tylko jeden „obrazek”, jak ma on wyrazić to wszystko?
Tak niewiele, a tak wiele
W czerwcu 2012 roku niezastąpiony w branży kreatywnej Smashing Magazine wydał przebojową książkę „Podręcznik projektantów logo”, która dosadnie, na przykładzie kilkunastu świetnie zaprojektowanych logo pokazała jak wiele można zmieścić w pojedynczej grafice. Podręcznik wziął na tapet kolejne znane marki analizując nie tylko to co wyraża ich logo, ale też to jak to osiągnięto. Wynikiem takiej analizy zawsze było jedno stwierdzenie – dobrze zaprojektowane logo to takie, za którym stoi dobry research, masa pracy oraz korekt. Prześledźmy zatem etapy procesu projektowania logo. Dla przykładu posłużyłem się swoim własnym logotypem, który wygląda tak:
Research
Zanim w ogóle podjąłem próbę zwizualizowania swojego znaku podjąłem się analizy rynku kreatywnego. Zadałem sobie pytanie – jak graficy i web designerzy kreują siebie? Czy posługują się swoimi personaliami, czy może wzorem artystów pseudonimami? Jak się promują? Czym grafik może wyróżnić się na tle tysięcy innych? Co sprawia, że ktoś jest częściej wybierany jako zleceniobiorca, zwłaszcza przez duże firmy?
Z takim wachlarzem pytań przystąpiłem do przeszukiwania sieci. Mimo że znałem swoją branżę nigdy dotąd nie przyglądałem się tak mocno konkurencji i promocji na rynku. Długie godziny spędzone na behance, stronach agencji, social mediach znanych grafików, a nawet na linkedInie zaowocowały następującymi wnioskami:
- w branży dominują żywe kolory, ciekawe tonalne przejścia
- z racji na otwartość branży dobrze widziana jest błyskotliwość i nieszablonowość
- osoby prywatne zwykle posługują się personaliami
- ich logotypy to zazwyczaj połączenie pierwszych liter imienia i nazwiska
- agencje zwykle stawiają na proste logo z dużym naciskiem na typografię
- większe agencje często stawiają na bardzo prostą stronę wybijającą się mocnym portfolio
- mniejsze agencje i osoby prywatne często posługują się estetycznymi, nowoczesnymi ale dość minimalistycznymi stronami
- „efekt wow” uzyskują zazwyczaj poprzez dodanie drobnej animacji i płynne przejścia między elementami
- nowocześni graficy, operujący głównie w przestrzeni cyfrowej stawiają na mocne akcenty kolorystyczne i animację
- łamanie schematów w rozsądny, ale zamierzony sposób to dobra metoda pokazania swojego „ja”
- graficy „młodego pokolenia” rzadko odwołują się do klasycznych form sztuki
To tylko część spostrzeżeń jakie mi się nasunęły, ale są one wystarczające, by określić wygląd typowej strony z branży kreatywnej. Znając trendy mogłem zadać sobie kolejne pytanie – naśladownictwo czy łamanie schematów? Wbrew pozorom odpowiedź na nie nie jest jednoznaczna i równoznaczna byłą dla mnie z przeanalizowaniem „za i przeciw” każdego z wyborów. Zdecydowałem się przełamać schemat.
To sprowadziło na mnie ostatnie już pytanie teoretyczne – inspiracja sztuką czy nowoczesność (przestrzeń cyfrowa). Jako że zawodowo zajmuje się także projektowaniem stron opcja cyfrowa wydała mi się bardziej naturalna.
Dobrze zatem wiem już w jaki sposób chcę pokazać światu logo, metaforyczne pytanie brzmi: „co chcę pokazać”. Po solidnej burzy mózgów zdecydowałem się ze moje logo powinno pokazywać to czym się zajmuję i w jakim obszarze skupiam swe działania. Dlatego też przemianowałem się na „webskiego” – internetowego i pomysłowego zarazem, a pełna nazwa i zarazem domena internetowa przybrał nazwę webski.design
W ten sposób dałem upust swej kreatywności nawiązując do najnowszych trendów i określając jednoznacznie mój obszar zainteresowań. Pozostało „jedynie” zwizualizować to czym się ściśle zajmuję przy pomocy logo. Dodatkowo utrudniłem sobie sprawę chcąc by owa wizualizacja zamknęła się w formie przypominającej literę „W”.
Szkice, szkice i jeszcze raz szkice
Wiedząc „co i jak” zasiadłem do pustej kartki. Dlaczego akurat do kartki, a nie komputera? Zapewne wyjaśnienie tej zagadki przypadnie w udziale osobnemu artykułowi, ale głównie dlatego, że kartka papieru i ołówek dają mi największą wolność – komputer i oprogramowanie na nim zainstalowane może nas ograniczać jeśli nie wiemy jak coś wykonać lub zwizualizować. Wracając jednak do kartki zacząłem szkicować wszystko, co tylko wpadło mi do głowy – rzeczy banalne ale i zawiłe, „parę kresek” ale i „sporo zawijasów”. Najważniejsze jednak było to, że na górze każdej strony zapisywałem zawsze to co chcę przedstawić i jak chcę by postrzegali mnie inni.
Gdy już „wypstrykałem się z pomysłów” dałem sobie dłuższą przerwę, w ramach której udałem się na spacer. Zdecydowałem się na to bynajmniej nie ze względu na chęć zwiedzania okolicy czy piękne sucholeskie krajobrazy, a na „złapanie świeżego spojrzenia”. Po powrocie z tej wyprawy ponownie usiadłem do kartek. Kolejna fala natchnienia to kolejne propozycje. Po kolejnej przerwie usiadłem do zarysowanych konceptów i zacząłem je rozwijać – warianty, wariacje na ich temat i łączenie kilku pomysłów w jeden. Dopiero ten krok dał mi pełen obraz możliwości prezentacji samego siebie.
Trudne wybory
Po godzinach twórczego szaleństwa stanęło przed trudnym wyborem – które szkice spośród dziesiątek mają „to coś”. Ciężko odrzucać swoje własne pomysły, więc i ten krok był procesem niezwykle męczącym. Starałem się zatem obiektywnie ocenić projekt – dopasowanie do wcześniej obranych wytycznych, wyrazistość formy, jasność komunikatu czy responsywność to kryteria, które były decydujące. Cały proces pochłonął kilka kolejnych godzin, w końcu jednak zaowocował on wyborem kilku najbardziej perspektywicznych projektów.
Digitalizacja
Jednak nadal były to szkice. Teraz trzeba było je zeskanować, a następnie odtworzyć w programie graficznym. Sam proces skanowania zajął około 10 minut, problem zaczął się w momencie odtwarzania kształtu logotypu – należało bowiem zbalansować wierne odtworzenie każdej kreski z chęcią poprawienia niedoróbek. Szukanie optymalnego ułożenia i łączenia kresek to kolejny długofalowy proces. Jednak w końcu i on został zwieńczony sukcesem.
Kolor, czy jego brak?
W końcu miałem formę – z grubsza zacząłem wyłaniać ostateczny projekt, ale przede mną stał jeszcze dobór kolorów. Jak wiadomo ten nie może być przypadkowy, chocby ze względu na symbolikę kolorów. Rozpoczął się zatem kolejny proces – poszukiwania barw. Przed oczyma miałem dziesiątki przejrzanych stron i profili oraz wybijające je barwy, z tyłu głowy zaś wstępny zarys mojej strony internetowej oraz to jak logo może się na niej prezentować. Projektując bowiem logo zwracam także uwagę na to gdzie będzie ono wykorzystywane oraz jak współgrać będzie z produktami, na których się pojawi. W skrócie już na etapie doboru kolorów warto pomyśleć o kodzie kolorystycznym i tym jak taki kolor będzie się prezentować na akcydensach, tekstyliach czy w sieci.
Skoro mowa o branży kreatywnej dobrym pomysłem mogłoby być także użycie gradientu – wyrazistego, energetycznego przejścia